wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział II ,,Hogwart Express”

R o z d z i a ł  d r u g i

Hogwart Express

   – Mamo! Naprawdę nie ma potrzeby...
   – Oczywiście, że jest potrzeba! Nie ma opcji, żebyś pojechał do Hogwartu bez tego swetra – wycedziła purpurowa na twarzy Ginny, próbując wepchnąć do torby syna okropny, musztardowy sweter wydziergany przez Molly Weasley w czasie ostatnich świąt.
   James westchnął zirytowany.
   – Dlaczego nie mogę chodzić w bluzie od Teddy'ego? 
   Ginny popatrzyła na niego z furią.
   – A dlaczego nie możesz chodzić w swetrze od babci?! 
   – Bo nie lubię koloru musztardowego!
   Ich krzyki niosły się po całym peronie. Przechodzący obok czarodzieje patrzyli na nich z dezaprobatą.
   – Dosyć tego! – uciszył ich oboje Harry. – Po co James ma brać ten sweter, skoro i tak nie będzie w nim chodził? – Zobaczywszy mordercze spojrzenie żony, szybko dodał: – Jak mu będzie zimno, to najwyżej zmarznie i pożałuje swojego zachowania.
   Ginny prychnęła i wyprostowała się dumnie. James wyszczerzył zęby i spojrzał z wdzięcznością na ojca. Pocałował matkę w policzek i wskoczył do pociągu, zanim ta zdążyła ukryć pełen zdziwienia uśmiech.
   – Jamesie Syriuszu Potterze! – zawołała jeszcze za nim, ale zobaczywszy minę męża, roześmiała się z rezygnacją. – Chyba zamieniam się we własną matkę...
   Harry pocałował ją w czoło i mocno przytulił. Stali tak długo, kołysząc się i nie zauważając zniknięcia Albusa i Lily.
   – Hej, gdzie wasze dzieciaki? – Nagle rozległ się za nimi głos Rona. Mężczyzna miał na sobie granatowo-czerwoną koszulę w prążki, czarną marynarkę, białe spodnie, żółtą muszkę i brązowe buty. Wyglądał komicznie w tym nieudanym zestawie. Mimo kilku lat spędzonych między mugolami, nadal nie potrafił wpasować się do niemagicznego świata. Na jego widok nawet czarodzieje ledwo powstrzymywali się od serdecznego śmiechu.
   – Oj, chyba musiały już uciec do pociągu. Pewnie przestraszyły się Ginny – zaśmiał się Harry.
   – Tak szybko? Przecież odjeżdżają dopiero za dwadzieścia minut – zdziwiła się Hermiona. Popatrzyła na zegarek i odgarnęła włosy z czoła. Chociaż powiedziała ,,dopiero”, to w jej głowie huczało ,,tylko”. Tylko dwadzieścia minut dzieliło ją od pożegnania się na kilka tygodni z mężem, pracą, całym dotychczasowym życiem. Kobieta obsesyjnie próbowała dopatrzeć się jakichś zalet tego wyjazdu. Westchnęła, popatrzywszy na Rose i Hugo. Rozłąka z nimi była zawsze niezwykle trudna, wręcz brutalna, ale teraz, gdy wiedziała, że spędzi z nimi cały miesiąc, wcale nie czuła radości. Cały świat utracił kolory. Jej wątpliwości nie zdołała rozwiać nawet cudowna przemowa Jamesa…
   – Hej, rozchmurz się! – Wesoły głos Rona wyrwał ją z zamyślenia. Nagle mina mu zrzedła. – O mój Boże, patrzcie, kto tam stoi...
   Spojrzenia całej szóstki powędrowały w stronę wysokiego mężczyzny, stojącego przy wejściu do pociągu. Bardzo jasne, niemal białe włosy wyraźnie odcinały się od ciemnego tłumu.
   – Co on robi? – Hermiona prawie krzyknęła. – Po co on tam wchodzi?!
   Nagły impuls kazał jej pobiec w stronę odwiecznego wroga. Serce biło jej mocno, bo przeczuwała, że jego obecność nie wróży nic dobrego. Dogoniła go dopiero w ciasnym korytarzu. Stary pociąg nadal śmierdział tak, jak dwadzieścia lat temu.
   – Malfoy.
   Jedno słowo wystarczyło, by zwrócić uwagę mężczyzny. Odwrócił się i ze zdziwieniem wytrzeszczył oczy.
   – Granger?! Co ty tu robisz?
   – Co TY tu robisz?! – wykrzyknęła zrozpaczona Hermiona. – Nie no, ja chyba zabiję McGonagall...
   Draco pokręcił głową niedowierzaniem. Hermiona zauważyła, że jego metaliczne oczy nie błyszczały aż taką obojętnością i pogardą, jak za czasów młodości. Stały się teraz bardziej przygaszone, przepełnione zmęczeniem, smutkiem i wielkim doświadczeniem. Kobieta zajrzała w te oczy i nagle poczuła, że człowiek, który właśnie stoi przed nią, nie jest już smarkaczem wyzywającym wszystkich od szlam i zdrajców krwi. Spuściła wzrok z zawstydzeniem, a on popatrzył na nią zdezorientowany. Nie wiedzieli, co powiedzieć, zażenowani tym spotkaniem.
   – Moi drodzy... – Ni stąd, ni z owąd pojawiła się przed nimi dyrektor Hogwartu.  – Zechcecie  omówić zaistniałą sytuację w cichym, wygodnym przedziale?
   Oboje kiwnęli głowami i weszli do środka. Gdy dyrektor zamknęła drzwi, poczuła na sobie dwa natarczywe spojrzenia. Uśmiechnęła się lekko.
   – Zarówno panna Granger, ekhm, to znaczy pani Weasley, oraz pan Malfoy, zostaliście poproszeni o przyjęcie posady nauczyciela w Hogwarcie.
   Dracon zmarszczył czoło, a Hermiona zaczęła nerwowo kręcić głową.
   – Nie powiem, chciałam zachować to w tajemnicy, mając na uwadze to, że nie darzyli się nigdy państwo sympatią...
   Młodsza kobieta uśmiechnęła się niepewnie.
   – Czasy młodości się skończyły, pani dyrektor. Myślę, że dawne sprzeczki poszły w niepamięć.
   Dracon uniósł wysoko jedną brew, poprawił się na siedzeniu i odchrząknął cicho.
   – Granger ma rację. Nie było powodu zatajać tego przed nami.
   Dyrektor popatrzyła na nich uważnie i po chwili wstała.
   – A więc dobrze. Macie jeszcze dziesięć minut na pożegnanie się z rodzinami. Widzimy się o jedenastej w przedziale nauczycielskim.
   I wyszła. Dwójka dorosłych również się podniosła. Patrzyli w bok, unikając swoich spojrzeń.
   – To... Czego będziesz uczyć? – zapytał nagle mężczyzna. Kobieta prawie podskoczyła zaskoczona. Przez chwilę nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Dracon Malfoy, najgorszy z najgorszych wychowanków Slytherinu, stał teraz przed nią i pytał beztrosko o zwykłą, codzienną rzecz, jakby widział ją pierwszy raz. Chociaż mówił z lekką kpiną, to w jego zachowaniu nie było żadnej wrogości. Hermiona westchnęła w duchu. Co prawda oboje mają prawie 40 lat i dziecięce przepychanki już dawno minęły, ale intuicja podpowiadała jej, że nie powinna ufać dawnemu Śmierciożercy i mistrzowi manipulacji.
    – Transmutacji. Opiekunka Gryfonów – odrzekła chłodno.
    – Więc znów będziemy rywalami – uśmiechnął się krzywo. – Jestem opiekunem Ślizgonów.

***

Trzy miesiące wcześniej...
   Czwórkę obcych, pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego chłopców, los połączył w czasie końcowych egzaminów w pewną groźną, czerwcową noc. Księżyc zniknął za ciemnymi chmurami, z których strumieniami lał się gęsty deszcz. W taką pogodę, a szczególnie o tej porze, zabraniano wychodzić uczniom z budynku, a jednak niski brunet o szaro-zielonych oczach zapragnął nagle wyjść na zewnątrz, gdy zegary wybiły godzinę dziewiątą. Potykając się o własne nogi, prawie w gorączce, nawet nie zauważył, kiedy znalazł się na dworze. Biegł w szalonym tempie w stronę Zakazanego Lasu. Na jego czoło wstąpiły krople potu, a po policzkach płynęły łzy, jednak wszystko maskował brutalny deszcz. Padał tak siarczyście, że już w kilka sekund chłopak przemókł do suchej nitki. Nagle zrobiło się lodowato, ale on był tak rozpalony, że nie czuł żadnego, chłodu, deszczu, czy ostrych gałązek smagających boleśnie jego twarz. Na skraju lasu upadł i ostatni raz zawył z bezsilności.
   Parę minut wcześniej Scorpius Malfoy siedział na twardej posadzce przed biblioteką i w pośpiechu odrabiał lekcje. Pojedyncze kartki były niechlujnie rozrzucone wokół blondyna. Chłopak nie mógł uczyć się w Pokoju Wspólnym Ślizgonów, bo atmosfera tam była niemalże przesycona jadem. Wszyscy się obrażali, bili, używali ordynarnych słów, narzekali na szkołę i McGonagall. Scorpius prychnął w duchu na samą myśl o swoich niedojrzałych rówieśnikach. Naprawdę chciał, żeby dom Slytherina nie był kojarzony wyłącznie ze złem. W ponurym nastroju wstał, zbierając notatki i nagle został brutalnie potrącony przez jakiegoś Krukona.
   – Ej! Uważaj, jak chodzisz! – zawołał blondyn i rzucił się za uciekinierem. Ślizgon miał już serdecznie dosyć chamstwa w tej szkole. Czas położyć kres takiemu zachowaniu.
   Tymczasem wysoki, chudy Puchon przechadzał się po korytarzu przed gabinetem dyrektora, próbując podsłuchać rozmowę McGonagall i jego mamy, która pojawiła się w Hogwarcie kilka minut temu z zamiarem zabrania syna ze szkoły. Chociaż nie powiedziała ani słowa, Matt od razu zrozumiał, co się stało. Jego ojca zamknęli w Azkabanie.
   Kilka lat temu pan Furfeather zaczął niebezpieczne eksperymenty z czarną magią. Najpierw miała to być tylko zwykła zabawa - ot, taki mały sprawdzian z eliksirów. Niestety szybko dowiedziała się o tym garstka zbiegłych Śmierciożerców. Zainteresowali się biednym, poczciwym Furfeatherem i zaproponowali mu spore wynagrodzenie za brudną robotę. Nim mężczyzna się zorientował, minęło sześć lat współpracy z czarnoksiężnikami. Zaczęły zachodzić w nim niepokojące zmiany. Całe noce spędzał w laboratorium, wdychając trujące opary, co przyczyniło się do rozwoju choroby psychicznej. Furfeather stracił zmysły i przestał odróżniać sen od jawy. Żył tylko w świecie wykreowanym przez swoich zleceniodawców. Odtrącił żonę i syna, którzy chcieli mu pomóc. Dopiero gdy Śmierciożercy zniknęli z całym towarem, nie zostawiając ani knuta, Furfeather zrozumiał swój ogromny błąd i podjął leczenie w Świętym Mungu. Wszystko zmierzało już w dobrą stronę, ale widocznie ktoś musiał się dowiedzieć o jego przestępstwie i doniósł na niego aurorom...
   Matt zastanawiał się, czy McGonagall przekona jego matkę, żeby został w Hogwarcie. Wprawdzie nie miał tu najlepszego przyjaciela, ale zamek był jego prawdziwym domem. Jeśli matka uzna, że nie są tu, w Wielkiej Brytanii, bezpieczni, to już nigdy nie zobaczy znajomych korytarzy, zdradzieckich schodów, meczów Quidditcha, swoich pogodnych kolegów, żwawych Gryfonów, błyskotliwych Krukonów... Będzie nawet tęsknił za Ślizgonami i Percym Weasley’em...
   – Ej, uważaj, jak chodzisz! – rozległ się nagle rozwścieczony głos. Zza rogu wypadł zapłakany brunet i pognał w stronę drzwi wejściowych. Bez wahania wybiegł na deszcz, nawet się za siebie nie oglądając. Chwilę później w ślad za chłopakiem pobiegł Ślizgon, do którego musiał należeć krzyk.
   – Przestań! – zawołał Matt, ale Scorpius go nie usłyszał. Puchon podjął więc swoją najważniejszą w życiu decyzję – ruszył na pomoc Krukonowi.
   Temu wszystkiemu przyglądał się z zaciekawieniem James Potter w swojej bezpiecznej Wieży Gryfonów pod ciepłą kołderką, z Mapą Huncwotów w ręku. Trzy czarne odciski stóp zmierzały bardzo szybko w jednym kierunku - do Zakazanego Lasu. Nie namyślając się dłużej, Gryfon wymknął się z Wieży i używając tajnego przejścia, wyszedł na deszcz w poszukiwaniu przygody. Szybko zlokalizował trzy punkciki. Jeden z nich zatrzymał się na skraju lasu. Dwa pozostałe nadal się poruszały, nieco wolniej, zmieniwszy kierunek. James pognał w stronę najbliższych stóp.
   – Matt Furfeather? – zawołał Gryfon, próbując przebić się przez szum deszczu.
   Puchon zatrzymał się, ciężko dysząc.
   – O mój Boże – wychrypiał. – Musisz mi pomóc. Ślizgon goni Krukona. Chyba ma zamiar go pobić...
  – Hmm... – James zerknął na mapę. Scorpius Malfoy skręcił w bok, jakby gubiąc swojego uciekiniera. – Myślę, że Krukonowi nic nie grozi. Chodź, jest pod lasem.
   Nie zwracając uwagi na Matta, pobiegł w stronę stóp oznaczonych napisem ,,Will McClutch".
   – Hej! – zawołał Puchon. – Poczekaj, nie mam siły!
   James zignorował go jednak, mając przeczucie, że za chwilę chłopak podniesie się i go dogoni. I rzeczywiście, chwilę potem biegli w tym samym tempie, ramię w ramię, Gryfon i Puchon.
   Nagle wiatr zawył wściekle i wyszarpnął Mapę z rąk Jamesa.
   – Nie! – wrzasnął chłopak, rzucając się w stronę swojego skarbu. Niestety, kawałek pergaminu zniknął za zasłoną deszczu.
   – James, uspokój się! – krzyknął Matt do Gryfona, który zrezygnowany padł na ziemię. – Musimy znaleźć tego chłopaka. Coś mogło mu się stać!
   Minęło kilka sekund, które dla Jamesa wydały się wiecznością. W końcu kiwnął głową, otarł łzy i wstał. Poklepał Puchona po plecach i obaj znowu ruszyli w nieznane.
   Scorpius Malfoy zatrzymał się na skraju lasu, uświadomiwszy sobie, że się zgubił. Zaklął siarczyście i wyczerpany usiadł na mokrej ziemi. Zrobiło się przeraźliwie zimno i głośno. Z czarnej szaty nie można już było odróżnić materiału od wody. Deszcz lał, jakby niebo przeżyło jakieś załamanie sercowe. I chociaż w tej chwili Ślizgon nie usłyszałby nawet stada centaurów biegnących dwa metry dalej, to trzepocząca na wietrze kartka w jakiś magiczny sposób zwróciła jego uwagę.
   – Co do... – Chłopak zmarszczył brwi i złapał kawałek papieru. Na początku wpatrywał się w niego zdezorientowany, ale po chwili jego twarz się rozjaśniła. Pognał w stronę Willa McClutcha.
   Wszyscy trzej chłopcy dotarli na miejsce w tym samym czasie. Przez chwilę stali jak kołki, nie odzywając się do siebie. A potem wybuchła wrzawa...
   – Co ty sobie myślisz?! – krzyknął Matt. – Gonisz bezbronnego chłopaka, jakby zabił co najmniej dziesięć osób...
   – On mnie brutalnie popchnął! Zasługuje na karę! – warknął Scorpius.
   James wytrzeszczył oczy na widok Mapy w rękach Ślizgona.
   – Skąd ty to masz?! Oddawaj! – zawołał, rzucając się na chłopaka.
    – Znalazłem, weź wyluzuj! – obruszył się Ślizgon, oddając pergamin Gryfonowi.
   – Czy on... nie żyje? – zapytał nagle Matt. Wszyscy spojrzeli na Krukona. Leżał bezwładnie na ziemi w nienaturalnej pozycji. Scorpius przykucnął i dotknął jego czoła.
   – Żyje, ale jest nieprzytomny. Ma gorączkę. Musimy go zaprowadzić do Skrzydła Szpitalnego.
   – Do Skrzydła Szpitalnego?! Wszyscy się wtedy dowiedzą, że opuściliśmy budynek. Dostaniemy dożywotni szlaban, po minus tysiąc punktów dla każdego domu, a może nawet nas wyrzucą ze szkoły! – wrzasnął James.
   – To co?! Może wrócimy do szkoły i zostawimy go tutaj, aż znajdą go za trzy miesiące?! – ryknął Ślizgon.
   – Uspokójcie się natychmiast! – krzyknął Matt. – Znam miejsce, gdzie możemy go zaprowadzić. Pokój Życzeń.
   – Pokój czego?! – warknął Scorpius.
   – Życzeń, matole – odpowiedział zirytowany James. – Świetny pomysł. Tylko się pośpieszmy.
   Chłopcy rzucili parę zaklęć i po chwili ciało Krukona oderwało się od ziemi i uniosło na pół metra.
   – Zaraz, a jak je wniesiemy do tego Pokoju Życzeń? – prychnął Ślizgon. 
   – O kurczę, o tym nie pomyślałem. – Mattowi zrzedła mina, ale James parsknął śmiechem.
   – Od tego macie mnie – rzekł z uśmiechem. – Znam kilka tajnych przejść.
    Chłopcy ruszyli w stronę zamku, ciągnąc za sobą nieprzytomnego Willa.
   – To... – zaczął Scorpius – …skąd to masz? – zapytał Jamesa, wskazując na Mapę.
   Chłopak uśmiechnął się z dumą.
   – Od ojca. Mapa została stworzona przez mojego dziadka, Jamesa.
   – Zaraz, masz imię po dziadku?
   – A co w tym złego? – obruszył się Gryfon. 
   Scorpius roześmiał się.
   – Nic. Ja cudem uniknąłem imienia Lucjusz.
   – Wolisz Scorpiusa? – zapytał z powątpiewaniem Matt i dostał po głowie. – Hej!
   Chłopcy roześmiali się, ale szybko zamilkli, nieprzyzwyczajeni do swojego towarzystwa. Gryfon, Ślizgon, Puchon nie powinni się razem śmiać. To było... nienaturalne. Z jednej strony czuli się swobodnie, z drugiej jednak coś mówiło im, że to niewłaściwe.
Dotarli do ukrytego bocznego korytarza.
   – To wejście prowadzi prosto na siódme piętro – powiedział James i zerknął na mapę. – Cholera!
   – Co się stało? – Matt spojrzał na mapę.
   – Weasley jest na dworze i idzie w naszym kierunku. Szybko! Zamykaj drzwi!
   Chłopcy zatrzasnęli przejście i popędzili na górę. Zatrzymali się dopiero przed gołą ścianą.
   – Serio? Czyli to jest ten wasz wyimaginowany ,,Pokój Życzeń”?! – ryknął Scorpius. Matt i James wybuchnęli śmiechem. – Co was tak bawi?! Zaraz wyrzucą nas ze szkoły!
   – Uspokój się, Skorpionie... – uciszył go James. Nastała niezręczna cisza, przerywana tylko krokami Matta, chodzącego wzdłuż ściany. Scorpius wyszczerzył zęby.
   – Skorpionie?
   James zmieszał się. Sam nie wiedział, dlaczego to powiedział.
   – Hej, wchodzicie? – zapytał Matt. Nagle na ścianie pojawiły się ogromne, pomalowane na biało drzwi. Chłopcy otworzyli Pokój i ich oczom ukazała się zmniejszona wersja Skrzydła Szpitalnego. Było tu wszystko, czego potrzebowali. Przy czterech wygodnych, posłanych już łóżkach stały małe szafki nocne. W rogu znajdowała się mała łazienka ze wszystkimi potrzebnymi przyborami. Po lewej stronie stały regały z książkami o leczeniu, a po prawej szklane gabloty z lekami i eliksirami uzdrawiającymi. Całe pomieszczenie sprawiało wrażenie ciepłego i bezpiecznego.
   – Chyba zostaniemy tu na noc – westchnął Matt. Scorpius i James przyznali mu rację. Położyli Krukona na jednym z łóżek.
   – To... co robimy? – zapytał Ślizgon. – Ktoś się na tym zna?
   – Moja mama jest Uzdrowicielką w Świętym Mungu, ale nie wiem, czy dam radę – odezwał się Puchon.
   – Musimy spróbować wszystkiego – powiedział James.
   Matt westchnął i podszedł do chorego. Chwilę się przy nim kręcił, aż rzekł:
   – Wygląda na to, że uległ działaniu jakiejś klątwy. Nie wiem, czy to pierwszy raz, czy ma tak od urodzenia, ale z pewnością coś musiało gwałtownie, nienaturalnie powstrzymać jej proces. Gorączka jest odpowiedzią na to zatrzymanie. Zajmiemy się nią w pierwszej kolejności, a potem poszukamy więcej informacji.
   – Jestem pod wrażeniem – szepnął James, wpatrując się w Puchona z podziwem.
   – Serio, po raz pierwszy zgodzę się z Gryfonem – zaśmiał się Scorpius.
   Matt spuścił głowę z zawstydzeniem.
   – To nic wielkiego...
   Chłopcy zajęli się Krukonem. Robili wszystko, by obniżyć jego temperaturę, ale ta wciąż się podnosiła, więc nie było widać efektów. Minęła godzina, aż w końcu termometr wskazał 37.3 stopnie Celsjusza.
   – Uff, teraz już będzie lepiej. – Matt odgarnął włosy z czoła. – Która godzina?
   Na ścianie od razu pojawił się zegar. Wskazówki ustawione były na godzinie jedenastej.
   – Merlinie, żeby o tej godzinie padać z nóg! – ziewnął James.
   – Prawda? – przytaknął Scorpius. – Ten chłopak nas wykończy!
   Matt siedział pogrążony w ciszy. Intensywnie się nad czymś zastanawiał.
   – Więc... – odezwał się w końcu. – Co z nami będzie?
   Gryfon i Ślizgon popatrzyli na niego zdezorientowani. Chłopak speszył się.
   – Kiedy Will się obudzi... to tak po prostu się rozejdziemy? Wiem, że wszyscy jesteśmy z różnych domów, dotąd nie mieliśmy nic ze sobą wspólnego, ale dzisiaj po raz pierwszy poczułem, że żyję. Wcześniej nie zdarzyła mi się żadna przygoda, ale ta byłaby z pewnością najlepsza.
   Scorpius westchnął cicho.
   – Chciałbym teraz prychnąć z pogardą i rzucić jakąś gadkę w stylu Ślizgona, ale czuję się tak samo. To były moje najlepsze chwile od bardzo dawna.
   – Zgadzam się z wami – powiedział James. – Nie chcę, żeby jutro było tak szaro, jak wcześniej. Czuję, że nie spotkaliśmy się przez przypadek.
   – Ja też. Wiem, że to głupie, ale... czy ta mapa mogła mieć coś z tym wspólnego? – Matt wskazał na kawałek pergaminu. James wstał i wziął Mapę w ręce.
   – Hmm, może Huncwoci nie myśleli tylko o zabawie...
   – Chcesz powiedzieć, że... – szepnął Scorpius.
   – Huncwoci przewidzieli kolejną przyjaźń.

***

   James pogrążył się we wspomnieniach, wpatrując się w piękny krajobraz za oknem pociągu. Rozległe jeziora iskrzyły się w blasku zachodzącego słońca. Purpurowe niebo ciemniało z każdą sekundą, kładąc powoli do snu wszystkich mieszkańców zielonego lasu. Jakiś wilk zawył w głębi boru, oznajmiając nadejście nocy.

   – Hej, James, pobudka! – odezwał się brunet o szaro-zielonych oczach. – Jesteśmy na miejscu.
   Gryfon ziewnął i przeciągnął się z rozleniwieniem. Popatrzył zamyślony na trójkę roześmianych chłopaków siedzących w jego przedziale. Tak, był w domu.


***


Tadaaaam!
Długość rozdziału: (tylko!) 6, 5 stron
Bardzo przepraszam za opóźnienie i dziękuję za dwa cudowne komentarze. Wiem, że musiałyście długo czekać, ale nie wiedziałam, czy jednak zrobić prolog, czy wpleść wspomnienia w dalsze rozdziały, czy zrobić to, czy tamto... Uff, ogólnie ostatnie dwa dni to było usuwanie, przywracanie, zamienianie itp., itd.
Ale dałam radę!
Dziękuję za uwagę i proszę o komentarze, również anonimów ;)

24 komentarze:

  1. Och, wciąż jestem oczarowana. Byłam pewna, że prawdziwych Huncwotów już nie ma, kiedy Pettigrew zdradził, James został zabity, a przede wszystkim mój ukochany Syriusz... A tu proszę, nowe nadzieje, nowy zapał. Ubóstwiam te postacie, bardzo dobrze opisany Matt, Scorpius taki nieskażony pogardą - widać, że Draco jest dużo lepszym ojcem niż Lucjusz, Will i James to też dobre postaci. I cudownie, że każdy jest z innego domu. To ma świetny potencjał! Gdyby byli z jednego, byłoby nudno. "Skorpion", nawet już zaczęli nadawać sobie ksywki. Bardzo, bardzo mi się podoba. Czekam niecierpliwie na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie :) Starałam się na razie tylko tak zarysować postaci. W następnym rozdziale będzie o wiele więcej szczegółów i opisów, mam nadzieję, że uda mi się go jak najszybciej napisać ;)

      Usuń
  2. W końcu mi się udało do Ciebie dotrzeć! I powiem, że baaardzo mi się podobało - już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału! ❤
    Jestem w idealnym humorze, więc nie będę się krępować (nareszcie mam czas, jakie to cudowne uczucie :P). Ciekawie przedstawiłaś Draco i Hermionę, niby dorośli, ale nadal nie mogą się pozbyć tej dziecięcej rywalizacji i niechęci. Coś czuję, że nieraz będzie o nich głośno. :D
    I jeszcze sprawa z naszą czwórką nowych Huncwotów. Zawsze widziałam Scorpiusa jako takiego mini-Draco, który urodził się w czasach bez wojny. I takiego kogoś zobaczyłam u Ciebie. Podobało mi się to, że nie zaczęłaś jakoś banalnie. Sprawiłaś, że mam wielki niedosyt. Więc pisz, pisz i jeszcze raz pisz, bo tutaj Cassie czeka, Twoja wierna czytelniczka (i co z tego, że to dopiero drugi rozdział? Już wiem, że tak łatwo się nie rozstanę z Twoimi bohaterami). :*
    A! I błędów nie widziałam albo po prostu były to jakieś drobne, które łatwo zignorować.
    Ściskam ciepło i do następnego!
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak cudownie! <3 Cieszę się, że doceniasz moją pracę i zżywasz się z opowieścią. Odniosłaś dokładnie takie wrażenia, jakie chciałam u Was wywołać.
      Dzięki za długi, inspirujący komentarz - postaram się napisać kolejny rozdział jak najszybciej ;) :*

      Usuń
  3. Podoba mi się ;) Na początku byłam sceptycznie nastawiona, bo zobaczyłam tylko dwa rozdziały, ale po pierwszym wiedziałam, że muszę to przeczytać ;-) Uwielbiam Twój styl, pomysły i w ogóle wszystko ;-)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;-),
    PomyLuna ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz ;*
      Ja właśnie lubię być od początku z opowieścią, żeby zżywać się z bohaterami i czuć to zniecierpliwienie przed następnym rozdziałem :D
      Cieszę się, że nakłoniłam Cię do pozostania. Nie pożałujesz! :)

      Usuń
  4. Płaczę ze śmiechu i czekam na więcej. Taka rada fajnie by bylo jak byś dodala możliwość dodania do obserwowanych nie opuszczając czytanego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się nad tym, ale nie myślałam, że to będzie potrzebne. Postaram się dodać gadżet w tym tygodniu.
      Płaczesz ze śmiechu... Uznam to za komplement... ;)

      Usuń
  5. Cudowny rozdział. Fajnie że nowi huncwoci są z różnych domów. A to że Hermiona i Draco razem będą w Hogwarcie i jeszcze oboje będą uczyć jest super.Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
    http://dramionebowystarczypokochac.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa, kolejny czytelnik! Witam serdecznie i bardzo dziękuję za pozytywny komentarz :*

      Usuń
  6. Witam uprzejmie :3
    To ja, ta od prostej metody tworzenia półpauz : D Czuję się mocno zsolidaryzowana z tobą teraz, muszę powiedzieć. A emotikon nadużywam jak nikt inny na internetach, po prostu niemal po każdym zdaniu wrzucam chociaż i ja staram się ograniczyć w tym zakresie xd
    Przepraszam że tak późno, co prawda rozdziały przeczytałam już kilka dni temu, właściwie zaraz po tym jak przeczytałam twój komentarz (z tamtego bloga chciałam również wejść na twojego ale jakoś nie mogłam go znaleźć - jestem nieobeznana z blogspotem ;-; pewnie dlatego). Tylko w międzyczasie mi się nauka nazbierała, no i obrona dyplomu... :p Nie będę zanudzać detalami, może zamiast tego wreszcie przejdę do treściwego komentarza xd

    Bardzo podobają mi się bohaterowie, ta czwórka młodych Huncwotów... Są tacy prawdziwi, każdy z osobnym tłem, że się tak wyrażę. I bardzo ciekawie przedstawiłaś ich historię spotkania się, taki niby-zbieg okoliczności a jednak to wszystko jakby zaplanowane : )
    Ale przede wszystkim, lubię Hermionę. Naprawdę lubię, jest taka kanoniczna, jak w oryginale (rozbroił mnie moment kiedy ryczała na kanapie - mistrzostwo! xD). No i jest z Ronem szczęśliwa, co tutaj w sferze blogowej opowiadań stanowi jakieś.. 2% opowiadań? Tym mnie zaskoczyłaś bardzo pozytywnie, bo nie przedstawiasz go jako potwora bez serca i gwałciciela. Ogromny plus! Ja tam mam do Rona sentyment :3
    I sposób, w jaki przedstawiasz i zapisujesz akcję, po kolei, tak metodycznie, wspaniale. Niczego nie opuszczasz, nie znalazło się ani jedno słowo za dużo. Idealnie wszystko opisujesz, dialogi są ciekawe, wkręcają się w akcję precyzyjnie. Nie ma nadwyżki ani opisów, ani dialogów właśnie - takie wypośrodkowanie, świetne *^* Brak mi słów.
    Na koniec pochwalę jeszcze pomysł. Będziesz pisać o dorosłej Hermionie, to mi się podoba, bo takich historii zawsze brakuje. I ten Malfoy tam, ciekawe co się namiesza. Czekam niecierpliwie na następny i dodaję do obserwowanych oczywiście! *^*

    Tutaj muszę jeszcze wspomnieć, że przez długi czas natrafiam na takie no, średnie opowiadania, a tu nagle trafiają mi się dwa naprawdę dobre pod rząd i to jeden za sprawą drugiego! : D

    Pozdrawiam,
    Valeriane
    na-skraju-jutra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, przepraszam że jeszcze tak zdubluję. Specjalnie nie dodałaś opcji obserwowania? Bo to trochę utrudnia sprawę jak trzeba dodać z blogspota c: No ale jak specjalnie to ja się nie wtrącam, poradziłam sobie przecież ostatecznie : )

      Usuń
    2. Płaczę ze szczęścia! Nie dość, że komentarz, to jeszcze taaaki pozytywny :) Bardzo dziękuję!
      Na początku nie dodałam, bo po prostu sądziłam, że to nie będzie potrzebne, ale skoro już dwóch czytelników chce mnie obserwować, to nie odmawiam... :D

      Usuń
    3. Ależ nie ma za co c: Mam w zwyczaju zachwycać się dobrymi rzeczami : )
      Co do obserwowanych - na pewno będzie więcej chętnych skoro dodałaś tą opcję, bo wiadomo, tak jest o wiele szybciej i łatwiej :3 I też pewnie nie wszyscy wiedzą że można dodać przez własną stronę na blogspocie :p

      Usuń
  7. Hej :) Muszę powiedzieć szczerze, że początkowo byłam sceptycznie nastawiona do Twojego opowiadania. Jestem wielką fanką Dramione i nie przepadam za historiami, w których Ron i Hermiona są razem. Muszę jednak przyznać, że jestem mile zaskoczona. Opowiadanie naprawdę wciąga i z niecierpliwością czeka się na dalszy ciąg. Mam nadzieję, że będzie dużo fajnych akcji z nowymi Huncwotami. Jako fanka opowiadań o Granger i Malfoyu, cieszę się, że jego postać jest obecna w opowiadaniu.
    Piszesz bardzo interesująco, logicznie i fajnym językiem. Z pewnością będę tutaj zaglądać.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
    http://wbrew-wszystkim-dhl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! ;* Mam większe plany co do Malfoy'a i aż boję się, że nie wyrobię się z całą historią w pięćdziesięciu rozdziałach. Jest jeszcze tyle wątków, szczegółów, tajemnic... Samych głównych tematów mam (na razie)... pięć. Z czasem rozdziały będą coraz dłuższe i coraz rzadziej będą się pojawiały.
      Ale to taka dygresja :D Cieszę się, że Ci się podoba i bardzo dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  8. Muszę powiedzieć, że mimo powierzchownej znajomości unwersum HP opowiadanie przypadlo mi do gustu :D wartka akcja, dobrze opisane postaci, muszę powiedzieć że jestem zaintrygowana :P mam już pewien pomysł co do natury rzeczonej "klątwy", ale to zatrzymam dla siebie... Czekam na dalsze części :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, witam na blogu! Jeśli chodzi o... klątwę... to czasem sama nie wiem, o co mi chodzi :D
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Hej! Dopiero co teraz tu trafiłam, i nie żałuję <3 Blog bardzo, ale to bardzo fajny <3 Mam nadzieję, że nie zrobisz Dramione, bo tego nienawidzę >.<
    Zapraszam serdecznie do mnie: http://roseskylarriddle.blogspot.com może Ci się spodoba ;) Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Jeśli chodzi o relację Hermiony i Draco, to nie powinnaś się martwić ;)

      Usuń
  10. Wow! :o Pomysł bardzo oryginalny, ciekawy i wciągający :) Baaardzo mi się podoba. Nowi Huncwoci, nowe przygody :D ciekawe, czy profesor Granger i profesor Malfoy będą łaskawi dla nowych psotników, którzy (mam przeczucie i nadzieję) będą łamać punkty regulaminu, przeżywać szalone przygody i ratować świat czarodziejów :D
    Z niecierpliwością czekam na następny, pozdrawiam i życzę morza weny :)
    /Annabeth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :) Huncwoci - no ba! Właśnie po to zostali stworzeni :D
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  11. No to jestem kochana!
    W końcu się wzięłam za twoje opowiadanie i mam ochotę się palnąć w łeb że tak późno to zrobiłam.
    Po pierwsze - masz bardzo przyjemny styl pisania. Wręcz pożarłam pierwsze dwa rozdziały i z niecierpliwością czekam ciąg dalszy. Tak z ciekawości spytam - teksty kontrolujesz sama, czy masz od tego betę? Szczerze powiedziawszy nie wyłapałam żadnych większych błędów o.O Także gratulację.
    A teraz co do fabuły. Przyznam się otwarcie, że jeszcze nigdy nie czytałam opowiadania o nowym pokoleniu. Po prostu jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do tej tematyki, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Osobiście, bardzo przypadł mi do gustu pomysł z "nowymi" Huncowtami i połączeniu tak różnych postaci. Z tego co się orientuję, to większość autorek pisze o przyjaźni między Albusem a młodym Malfoyem. Za to też wielki plus, bo mam wrażenie, że twoja historia będzie niezwykła i jestem strasznie ciekawa, czy Hermiona poradzi sobie w Hogwarcie.
    A tak tylko napomknę, jako niezmierna fanka dramione. Powiedz szczerze, mogę liczyć na jakieś sceny między Draco a Granger? Dasz mi jakiś promyczek nadziei? ;>
    Pozdrawiam i całuję <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, że zabrałaś się za tę historię <3
      Wszystko sprawdzam sama i nie zamierzam szukać bety. Jednym z głównych celów tego bloga jest właśnie szlifowanie mojego polskiego. Dobrze, że nie zauważasz wielu błędów ;)
      Cieszę się, że masz takie oczekiwania co do historii. Mam nadzieję w końcu się za nią zabrać :')
      Dramione, ach... :D Uwielbiam tę parę, ale w opowieści jest tak dużo wątków, że nie zamierzam dorzucać jeszcze ich miłości. Wspólne sceny jednak się pojawią i nie zabraknie iskier pomiędzy nimi.
      Pozdrawiam, następny rozdział już za tydzień! :*

      Usuń