sobota, 30 lipca 2016

Czas spojrzeć prawdzie w oczy ;)

   Hej! Długo zbierałam się do napisania… czegokolwiek. I czas spojrzeć prawdzie w oczy – straciłam wenę.
Nie chodzi o to, że nie mam chęci, czasu czy pomysłów. Jestem nimi wręcz przeładowana. Ale podczas tych siedmiu miesięcy, odkąd założyłam bloga, ogromnie się zmieniłam. Myślałam, że moją największą pasją jest pisanie, ale już od dawna nie potrafię sklecić porządnego opowiadania. Nadal mam nadzieję, że to w końcu minie, ale nie mogę Was już trzymać w niepewności – blog zostaje zawieszony.
   Kurczę, smutno mi, bo naprawdę pokochałam tę historię i miałam już wszystko tak pięknie zaplanowane –  każdy wątek, wszystkich bohaterów, nawet drugą część; ale nie chcę dawać Wam kiczu, czegoś, co mnie samej się nie podoba. Dlatego żegnam się na jakiś czas z tym blogiem.
Wiem jednak, że historię dokończę. Czy za miesiąc, czy za parę lat, na pewno do niej wrócę, bo przywiązałam się do niej, do bloga, do Was.
   Dziękuję za zainteresowanie tymi dwoma biednymi rozdzialikami, za pochwały, wsparcie i wierność. Nie mieliśmy okazji się poznać, ale mam nadzieję, że nie straciliście dużo czasu, wgłębiając się w historię Huncwotów i Granger. A jeśli wyrazicie na to chęć, mogę Was w przyszłości powiadomić o wznowieniu bloga :)
   Pozdrawiam Was cieplutko, całuję, ściskam i, mam nadzieję, do zobaczenia!

Veronica

niedziela, 21 lutego 2016

Liebster Blog Award 2



Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego Blogera, w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę”. Po odebraniu nominacji należy odpowiedzieć na pytania otrzymane od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz kolejne osoby (informujesz je o tym) oraz zadajesz im pytania. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


Już drugi raz zostaję nominowana do LBA. Niezmiernie mi miło, że doceniacie moją skromną pracę.  Za nominację serdecznie dziękuję kochanej
Hope

Oto jej pytania:

1.      Wolisz spędzić dzień przed telewizorem czy na siłowni?
Ojej :D Chciałabym nie wyjść na lenia, ale niestety na siłowni nie byłam ani razu. Jestem couch potato, chociaż ostatnio próbuję zmienić mój styl życia. Coraz więcej czasu spędzam na basenie ;)
2.      Jaki jest tytuł ostatniego filmu, który oglądałaś w kinie?
Hmm… Wstyd się przyznać, ale w kinie byłam ostatnio w czerwcu na ,,Jurassic World”. To dosyć dawno temu, szczególnie, że jestem ogromną miłośniczką kina. Ale ostatni filmowy hit, jaki oglądałam to ,,Joy” z Jennifer Lawrence. Liczy się? :D
3.      Czy chciałabyś w przyszłości wydać powieść?
Na pewno w głębi serducha mam takie nieśmiałe marzenie, ale nie jest to moim głównym celem. Chcę się bardziej zająć dziedzinami biochemii. Może gdy będę miała 50 lat, dwie specjalizacje z medycyny i własny warsztat krawiecki, to się nad tym zastanowię :D
4.      Jakie jest Twoje najzabawniejsze wakacyjne wspomnienie?
Wszystkie moje najlepsze momenty z wakacji wiążą się z moimi przyjaciółkami :) <3
5.      Opowiedz o najdziwniejszej sytuacji, w której... Zaczęłaś śpiewać? ;P
Ja ciągle śpiewam! Może to dziwne, ale nucę zawsze pod prysznicem i w trakcie odkurzania. Ale ostatnio zaczęłam śpiewać repertuar z ,,Nędzników” na przejściu przed Plazą i wszyscy się jakoś tak dziwnie na mnie patrzyli… :D
6.      Na ile ufasz ludziom, z którymi masz kontakt w internecie?
Nie utrzymuję kontaktów z tymi ludźmi. Jedyne osoby, które ,,znam” z internetu, to czytelnicy mojego bloga lub autorzy blogów, które czytam. Chętnie odpowiem na pytania dotyczące pisarstwa, czasem też zadam swoje, ale nic poza tym. Nie zamierzam się z nikim takim spotykać w realu ;) Moje zaufanie jest więc bardzo neutralne.
7.      Wolisz kawę czy herbatę?
Herbatę, w każdym kolorze, w każdej postaci! Jestem miłośniczką tego napoju. Kawy zwyczajnie nie lubię.
8.      W jaki sposób pokonujesz zły humor?
Dzięki moim przyjaciółkom – często się na nich wyżywam :’) (pozdrawiam Was i przepraszam!)
9.      Czy boisz się horrorów?
O, i to jak! Jestem ogromnym ,,strachopłochem”. Nie przeczytałam ani jednego horroru i nie zamierzam ;) Obejrzałam dwa albo trzy, co mi w zupełności wystarczy.
10. Jaki był Twoj ulubiony wątek z dowolnego bloga, który czytasz/czytałaś?
Ojej (znowu!), nie mogę się zdecydować. W zasadzie wszystkie blogi, które czytam, są bardzo ciekawe, oryginalne, w każdym jest coś fajnego. Nie, nie potrafię wybrać ;)


Nominuję bloga
cudownej Porte Parole

Oto pytania dla Ciebie:
1.      Jakie jest najwygodniejsze miejsce w Twoim domu?
2.      Gdybyś mogła podróżować w czasie, jakie zdarzenia byś ,,zwiedziła”? Czy chciałabyś coś zmienić lub czemuś zapobiec?
3.      Dostajesz za darmo bilety na koncert swojego ulubionego zespołu, tuż przy samej scenie. Jak reagujesz?
4.      Czy umiesz coś, czego nie umie większość Twoich znajomych?
5.      … a jest coś, czego Ty nie potrafisz, choć wszyscy tak?
6.      Jak widzisz siebie w podeszłym wieku?
7.      Czy snułaś kiedyś bajkowe marzenia o królewiczu na białym rumaku, gromadce dzieci o ustalonym wieku, płci i imionach i pałacu? Masz je nadal? :D
8.      Gdybyś mogła spotkać tylko trzech bohaterów z Harry’ego Pottera, kto by to był? O czym byś z nimi porozmawiała?
9.      Najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek zobaczyłaś?
10.   Miejsce, w którym całkowicie się relaksujesz?

Pozdrawiam cieplutko! :)

(Mam nadzieję, że na chwilę zapomnieliście o nieszczęsnym trzecim rozdziale. Spróbuję go opublikować w tym tygodniu. Trzymajcie kciuki!)

wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział II ,,Hogwart Express”

R o z d z i a ł  d r u g i

Hogwart Express

   – Mamo! Naprawdę nie ma potrzeby...
   – Oczywiście, że jest potrzeba! Nie ma opcji, żebyś pojechał do Hogwartu bez tego swetra – wycedziła purpurowa na twarzy Ginny, próbując wepchnąć do torby syna okropny, musztardowy sweter wydziergany przez Molly Weasley w czasie ostatnich świąt.
   James westchnął zirytowany.
   – Dlaczego nie mogę chodzić w bluzie od Teddy'ego? 
   Ginny popatrzyła na niego z furią.
   – A dlaczego nie możesz chodzić w swetrze od babci?! 
   – Bo nie lubię koloru musztardowego!
   Ich krzyki niosły się po całym peronie. Przechodzący obok czarodzieje patrzyli na nich z dezaprobatą.
   – Dosyć tego! – uciszył ich oboje Harry. – Po co James ma brać ten sweter, skoro i tak nie będzie w nim chodził? – Zobaczywszy mordercze spojrzenie żony, szybko dodał: – Jak mu będzie zimno, to najwyżej zmarznie i pożałuje swojego zachowania.
   Ginny prychnęła i wyprostowała się dumnie. James wyszczerzył zęby i spojrzał z wdzięcznością na ojca. Pocałował matkę w policzek i wskoczył do pociągu, zanim ta zdążyła ukryć pełen zdziwienia uśmiech.
   – Jamesie Syriuszu Potterze! – zawołała jeszcze za nim, ale zobaczywszy minę męża, roześmiała się z rezygnacją. – Chyba zamieniam się we własną matkę...
   Harry pocałował ją w czoło i mocno przytulił. Stali tak długo, kołysząc się i nie zauważając zniknięcia Albusa i Lily.
   – Hej, gdzie wasze dzieciaki? – Nagle rozległ się za nimi głos Rona. Mężczyzna miał na sobie granatowo-czerwoną koszulę w prążki, czarną marynarkę, białe spodnie, żółtą muszkę i brązowe buty. Wyglądał komicznie w tym nieudanym zestawie. Mimo kilku lat spędzonych między mugolami, nadal nie potrafił wpasować się do niemagicznego świata. Na jego widok nawet czarodzieje ledwo powstrzymywali się od serdecznego śmiechu.
   – Oj, chyba musiały już uciec do pociągu. Pewnie przestraszyły się Ginny – zaśmiał się Harry.
   – Tak szybko? Przecież odjeżdżają dopiero za dwadzieścia minut – zdziwiła się Hermiona. Popatrzyła na zegarek i odgarnęła włosy z czoła. Chociaż powiedziała ,,dopiero”, to w jej głowie huczało ,,tylko”. Tylko dwadzieścia minut dzieliło ją od pożegnania się na kilka tygodni z mężem, pracą, całym dotychczasowym życiem. Kobieta obsesyjnie próbowała dopatrzeć się jakichś zalet tego wyjazdu. Westchnęła, popatrzywszy na Rose i Hugo. Rozłąka z nimi była zawsze niezwykle trudna, wręcz brutalna, ale teraz, gdy wiedziała, że spędzi z nimi cały miesiąc, wcale nie czuła radości. Cały świat utracił kolory. Jej wątpliwości nie zdołała rozwiać nawet cudowna przemowa Jamesa…
   – Hej, rozchmurz się! – Wesoły głos Rona wyrwał ją z zamyślenia. Nagle mina mu zrzedła. – O mój Boże, patrzcie, kto tam stoi...
   Spojrzenia całej szóstki powędrowały w stronę wysokiego mężczyzny, stojącego przy wejściu do pociągu. Bardzo jasne, niemal białe włosy wyraźnie odcinały się od ciemnego tłumu.
   – Co on robi? – Hermiona prawie krzyknęła. – Po co on tam wchodzi?!
   Nagły impuls kazał jej pobiec w stronę odwiecznego wroga. Serce biło jej mocno, bo przeczuwała, że jego obecność nie wróży nic dobrego. Dogoniła go dopiero w ciasnym korytarzu. Stary pociąg nadal śmierdział tak, jak dwadzieścia lat temu.
   – Malfoy.
   Jedno słowo wystarczyło, by zwrócić uwagę mężczyzny. Odwrócił się i ze zdziwieniem wytrzeszczył oczy.
   – Granger?! Co ty tu robisz?
   – Co TY tu robisz?! – wykrzyknęła zrozpaczona Hermiona. – Nie no, ja chyba zabiję McGonagall...
   Draco pokręcił głową niedowierzaniem. Hermiona zauważyła, że jego metaliczne oczy nie błyszczały aż taką obojętnością i pogardą, jak za czasów młodości. Stały się teraz bardziej przygaszone, przepełnione zmęczeniem, smutkiem i wielkim doświadczeniem. Kobieta zajrzała w te oczy i nagle poczuła, że człowiek, który właśnie stoi przed nią, nie jest już smarkaczem wyzywającym wszystkich od szlam i zdrajców krwi. Spuściła wzrok z zawstydzeniem, a on popatrzył na nią zdezorientowany. Nie wiedzieli, co powiedzieć, zażenowani tym spotkaniem.
   – Moi drodzy... – Ni stąd, ni z owąd pojawiła się przed nimi dyrektor Hogwartu.  – Zechcecie  omówić zaistniałą sytuację w cichym, wygodnym przedziale?
   Oboje kiwnęli głowami i weszli do środka. Gdy dyrektor zamknęła drzwi, poczuła na sobie dwa natarczywe spojrzenia. Uśmiechnęła się lekko.
   – Zarówno panna Granger, ekhm, to znaczy pani Weasley, oraz pan Malfoy, zostaliście poproszeni o przyjęcie posady nauczyciela w Hogwarcie.
   Dracon zmarszczył czoło, a Hermiona zaczęła nerwowo kręcić głową.
   – Nie powiem, chciałam zachować to w tajemnicy, mając na uwadze to, że nie darzyli się nigdy państwo sympatią...
   Młodsza kobieta uśmiechnęła się niepewnie.
   – Czasy młodości się skończyły, pani dyrektor. Myślę, że dawne sprzeczki poszły w niepamięć.
   Dracon uniósł wysoko jedną brew, poprawił się na siedzeniu i odchrząknął cicho.
   – Granger ma rację. Nie było powodu zatajać tego przed nami.
   Dyrektor popatrzyła na nich uważnie i po chwili wstała.
   – A więc dobrze. Macie jeszcze dziesięć minut na pożegnanie się z rodzinami. Widzimy się o jedenastej w przedziale nauczycielskim.
   I wyszła. Dwójka dorosłych również się podniosła. Patrzyli w bok, unikając swoich spojrzeń.
   – To... Czego będziesz uczyć? – zapytał nagle mężczyzna. Kobieta prawie podskoczyła zaskoczona. Przez chwilę nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Dracon Malfoy, najgorszy z najgorszych wychowanków Slytherinu, stał teraz przed nią i pytał beztrosko o zwykłą, codzienną rzecz, jakby widział ją pierwszy raz. Chociaż mówił z lekką kpiną, to w jego zachowaniu nie było żadnej wrogości. Hermiona westchnęła w duchu. Co prawda oboje mają prawie 40 lat i dziecięce przepychanki już dawno minęły, ale intuicja podpowiadała jej, że nie powinna ufać dawnemu Śmierciożercy i mistrzowi manipulacji.
    – Transmutacji. Opiekunka Gryfonów – odrzekła chłodno.
    – Więc znów będziemy rywalami – uśmiechnął się krzywo. – Jestem opiekunem Ślizgonów.

***

Trzy miesiące wcześniej...
   Czwórkę obcych, pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego chłopców, los połączył w czasie końcowych egzaminów w pewną groźną, czerwcową noc. Księżyc zniknął za ciemnymi chmurami, z których strumieniami lał się gęsty deszcz. W taką pogodę, a szczególnie o tej porze, zabraniano wychodzić uczniom z budynku, a jednak niski brunet o szaro-zielonych oczach zapragnął nagle wyjść na zewnątrz, gdy zegary wybiły godzinę dziewiątą. Potykając się o własne nogi, prawie w gorączce, nawet nie zauważył, kiedy znalazł się na dworze. Biegł w szalonym tempie w stronę Zakazanego Lasu. Na jego czoło wstąpiły krople potu, a po policzkach płynęły łzy, jednak wszystko maskował brutalny deszcz. Padał tak siarczyście, że już w kilka sekund chłopak przemókł do suchej nitki. Nagle zrobiło się lodowato, ale on był tak rozpalony, że nie czuł żadnego, chłodu, deszczu, czy ostrych gałązek smagających boleśnie jego twarz. Na skraju lasu upadł i ostatni raz zawył z bezsilności.
   Parę minut wcześniej Scorpius Malfoy siedział na twardej posadzce przed biblioteką i w pośpiechu odrabiał lekcje. Pojedyncze kartki były niechlujnie rozrzucone wokół blondyna. Chłopak nie mógł uczyć się w Pokoju Wspólnym Ślizgonów, bo atmosfera tam była niemalże przesycona jadem. Wszyscy się obrażali, bili, używali ordynarnych słów, narzekali na szkołę i McGonagall. Scorpius prychnął w duchu na samą myśl o swoich niedojrzałych rówieśnikach. Naprawdę chciał, żeby dom Slytherina nie był kojarzony wyłącznie ze złem. W ponurym nastroju wstał, zbierając notatki i nagle został brutalnie potrącony przez jakiegoś Krukona.
   – Ej! Uważaj, jak chodzisz! – zawołał blondyn i rzucił się za uciekinierem. Ślizgon miał już serdecznie dosyć chamstwa w tej szkole. Czas położyć kres takiemu zachowaniu.
   Tymczasem wysoki, chudy Puchon przechadzał się po korytarzu przed gabinetem dyrektora, próbując podsłuchać rozmowę McGonagall i jego mamy, która pojawiła się w Hogwarcie kilka minut temu z zamiarem zabrania syna ze szkoły. Chociaż nie powiedziała ani słowa, Matt od razu zrozumiał, co się stało. Jego ojca zamknęli w Azkabanie.
   Kilka lat temu pan Furfeather zaczął niebezpieczne eksperymenty z czarną magią. Najpierw miała to być tylko zwykła zabawa - ot, taki mały sprawdzian z eliksirów. Niestety szybko dowiedziała się o tym garstka zbiegłych Śmierciożerców. Zainteresowali się biednym, poczciwym Furfeatherem i zaproponowali mu spore wynagrodzenie za brudną robotę. Nim mężczyzna się zorientował, minęło sześć lat współpracy z czarnoksiężnikami. Zaczęły zachodzić w nim niepokojące zmiany. Całe noce spędzał w laboratorium, wdychając trujące opary, co przyczyniło się do rozwoju choroby psychicznej. Furfeather stracił zmysły i przestał odróżniać sen od jawy. Żył tylko w świecie wykreowanym przez swoich zleceniodawców. Odtrącił żonę i syna, którzy chcieli mu pomóc. Dopiero gdy Śmierciożercy zniknęli z całym towarem, nie zostawiając ani knuta, Furfeather zrozumiał swój ogromny błąd i podjął leczenie w Świętym Mungu. Wszystko zmierzało już w dobrą stronę, ale widocznie ktoś musiał się dowiedzieć o jego przestępstwie i doniósł na niego aurorom...
   Matt zastanawiał się, czy McGonagall przekona jego matkę, żeby został w Hogwarcie. Wprawdzie nie miał tu najlepszego przyjaciela, ale zamek był jego prawdziwym domem. Jeśli matka uzna, że nie są tu, w Wielkiej Brytanii, bezpieczni, to już nigdy nie zobaczy znajomych korytarzy, zdradzieckich schodów, meczów Quidditcha, swoich pogodnych kolegów, żwawych Gryfonów, błyskotliwych Krukonów... Będzie nawet tęsknił za Ślizgonami i Percym Weasley’em...
   – Ej, uważaj, jak chodzisz! – rozległ się nagle rozwścieczony głos. Zza rogu wypadł zapłakany brunet i pognał w stronę drzwi wejściowych. Bez wahania wybiegł na deszcz, nawet się za siebie nie oglądając. Chwilę później w ślad za chłopakiem pobiegł Ślizgon, do którego musiał należeć krzyk.
   – Przestań! – zawołał Matt, ale Scorpius go nie usłyszał. Puchon podjął więc swoją najważniejszą w życiu decyzję – ruszył na pomoc Krukonowi.
   Temu wszystkiemu przyglądał się z zaciekawieniem James Potter w swojej bezpiecznej Wieży Gryfonów pod ciepłą kołderką, z Mapą Huncwotów w ręku. Trzy czarne odciski stóp zmierzały bardzo szybko w jednym kierunku - do Zakazanego Lasu. Nie namyślając się dłużej, Gryfon wymknął się z Wieży i używając tajnego przejścia, wyszedł na deszcz w poszukiwaniu przygody. Szybko zlokalizował trzy punkciki. Jeden z nich zatrzymał się na skraju lasu. Dwa pozostałe nadal się poruszały, nieco wolniej, zmieniwszy kierunek. James pognał w stronę najbliższych stóp.
   – Matt Furfeather? – zawołał Gryfon, próbując przebić się przez szum deszczu.
   Puchon zatrzymał się, ciężko dysząc.
   – O mój Boże – wychrypiał. – Musisz mi pomóc. Ślizgon goni Krukona. Chyba ma zamiar go pobić...
  – Hmm... – James zerknął na mapę. Scorpius Malfoy skręcił w bok, jakby gubiąc swojego uciekiniera. – Myślę, że Krukonowi nic nie grozi. Chodź, jest pod lasem.
   Nie zwracając uwagi na Matta, pobiegł w stronę stóp oznaczonych napisem ,,Will McClutch".
   – Hej! – zawołał Puchon. – Poczekaj, nie mam siły!
   James zignorował go jednak, mając przeczucie, że za chwilę chłopak podniesie się i go dogoni. I rzeczywiście, chwilę potem biegli w tym samym tempie, ramię w ramię, Gryfon i Puchon.
   Nagle wiatr zawył wściekle i wyszarpnął Mapę z rąk Jamesa.
   – Nie! – wrzasnął chłopak, rzucając się w stronę swojego skarbu. Niestety, kawałek pergaminu zniknął za zasłoną deszczu.
   – James, uspokój się! – krzyknął Matt do Gryfona, który zrezygnowany padł na ziemię. – Musimy znaleźć tego chłopaka. Coś mogło mu się stać!
   Minęło kilka sekund, które dla Jamesa wydały się wiecznością. W końcu kiwnął głową, otarł łzy i wstał. Poklepał Puchona po plecach i obaj znowu ruszyli w nieznane.
   Scorpius Malfoy zatrzymał się na skraju lasu, uświadomiwszy sobie, że się zgubił. Zaklął siarczyście i wyczerpany usiadł na mokrej ziemi. Zrobiło się przeraźliwie zimno i głośno. Z czarnej szaty nie można już było odróżnić materiału od wody. Deszcz lał, jakby niebo przeżyło jakieś załamanie sercowe. I chociaż w tej chwili Ślizgon nie usłyszałby nawet stada centaurów biegnących dwa metry dalej, to trzepocząca na wietrze kartka w jakiś magiczny sposób zwróciła jego uwagę.
   – Co do... – Chłopak zmarszczył brwi i złapał kawałek papieru. Na początku wpatrywał się w niego zdezorientowany, ale po chwili jego twarz się rozjaśniła. Pognał w stronę Willa McClutcha.
   Wszyscy trzej chłopcy dotarli na miejsce w tym samym czasie. Przez chwilę stali jak kołki, nie odzywając się do siebie. A potem wybuchła wrzawa...
   – Co ty sobie myślisz?! – krzyknął Matt. – Gonisz bezbronnego chłopaka, jakby zabił co najmniej dziesięć osób...
   – On mnie brutalnie popchnął! Zasługuje na karę! – warknął Scorpius.
   James wytrzeszczył oczy na widok Mapy w rękach Ślizgona.
   – Skąd ty to masz?! Oddawaj! – zawołał, rzucając się na chłopaka.
    – Znalazłem, weź wyluzuj! – obruszył się Ślizgon, oddając pergamin Gryfonowi.
   – Czy on... nie żyje? – zapytał nagle Matt. Wszyscy spojrzeli na Krukona. Leżał bezwładnie na ziemi w nienaturalnej pozycji. Scorpius przykucnął i dotknął jego czoła.
   – Żyje, ale jest nieprzytomny. Ma gorączkę. Musimy go zaprowadzić do Skrzydła Szpitalnego.
   – Do Skrzydła Szpitalnego?! Wszyscy się wtedy dowiedzą, że opuściliśmy budynek. Dostaniemy dożywotni szlaban, po minus tysiąc punktów dla każdego domu, a może nawet nas wyrzucą ze szkoły! – wrzasnął James.
   – To co?! Może wrócimy do szkoły i zostawimy go tutaj, aż znajdą go za trzy miesiące?! – ryknął Ślizgon.
   – Uspokójcie się natychmiast! – krzyknął Matt. – Znam miejsce, gdzie możemy go zaprowadzić. Pokój Życzeń.
   – Pokój czego?! – warknął Scorpius.
   – Życzeń, matole – odpowiedział zirytowany James. – Świetny pomysł. Tylko się pośpieszmy.
   Chłopcy rzucili parę zaklęć i po chwili ciało Krukona oderwało się od ziemi i uniosło na pół metra.
   – Zaraz, a jak je wniesiemy do tego Pokoju Życzeń? – prychnął Ślizgon. 
   – O kurczę, o tym nie pomyślałem. – Mattowi zrzedła mina, ale James parsknął śmiechem.
   – Od tego macie mnie – rzekł z uśmiechem. – Znam kilka tajnych przejść.
    Chłopcy ruszyli w stronę zamku, ciągnąc za sobą nieprzytomnego Willa.
   – To... – zaczął Scorpius – …skąd to masz? – zapytał Jamesa, wskazując na Mapę.
   Chłopak uśmiechnął się z dumą.
   – Od ojca. Mapa została stworzona przez mojego dziadka, Jamesa.
   – Zaraz, masz imię po dziadku?
   – A co w tym złego? – obruszył się Gryfon. 
   Scorpius roześmiał się.
   – Nic. Ja cudem uniknąłem imienia Lucjusz.
   – Wolisz Scorpiusa? – zapytał z powątpiewaniem Matt i dostał po głowie. – Hej!
   Chłopcy roześmiali się, ale szybko zamilkli, nieprzyzwyczajeni do swojego towarzystwa. Gryfon, Ślizgon, Puchon nie powinni się razem śmiać. To było... nienaturalne. Z jednej strony czuli się swobodnie, z drugiej jednak coś mówiło im, że to niewłaściwe.
Dotarli do ukrytego bocznego korytarza.
   – To wejście prowadzi prosto na siódme piętro – powiedział James i zerknął na mapę. – Cholera!
   – Co się stało? – Matt spojrzał na mapę.
   – Weasley jest na dworze i idzie w naszym kierunku. Szybko! Zamykaj drzwi!
   Chłopcy zatrzasnęli przejście i popędzili na górę. Zatrzymali się dopiero przed gołą ścianą.
   – Serio? Czyli to jest ten wasz wyimaginowany ,,Pokój Życzeń”?! – ryknął Scorpius. Matt i James wybuchnęli śmiechem. – Co was tak bawi?! Zaraz wyrzucą nas ze szkoły!
   – Uspokój się, Skorpionie... – uciszył go James. Nastała niezręczna cisza, przerywana tylko krokami Matta, chodzącego wzdłuż ściany. Scorpius wyszczerzył zęby.
   – Skorpionie?
   James zmieszał się. Sam nie wiedział, dlaczego to powiedział.
   – Hej, wchodzicie? – zapytał Matt. Nagle na ścianie pojawiły się ogromne, pomalowane na biało drzwi. Chłopcy otworzyli Pokój i ich oczom ukazała się zmniejszona wersja Skrzydła Szpitalnego. Było tu wszystko, czego potrzebowali. Przy czterech wygodnych, posłanych już łóżkach stały małe szafki nocne. W rogu znajdowała się mała łazienka ze wszystkimi potrzebnymi przyborami. Po lewej stronie stały regały z książkami o leczeniu, a po prawej szklane gabloty z lekami i eliksirami uzdrawiającymi. Całe pomieszczenie sprawiało wrażenie ciepłego i bezpiecznego.
   – Chyba zostaniemy tu na noc – westchnął Matt. Scorpius i James przyznali mu rację. Położyli Krukona na jednym z łóżek.
   – To... co robimy? – zapytał Ślizgon. – Ktoś się na tym zna?
   – Moja mama jest Uzdrowicielką w Świętym Mungu, ale nie wiem, czy dam radę – odezwał się Puchon.
   – Musimy spróbować wszystkiego – powiedział James.
   Matt westchnął i podszedł do chorego. Chwilę się przy nim kręcił, aż rzekł:
   – Wygląda na to, że uległ działaniu jakiejś klątwy. Nie wiem, czy to pierwszy raz, czy ma tak od urodzenia, ale z pewnością coś musiało gwałtownie, nienaturalnie powstrzymać jej proces. Gorączka jest odpowiedzią na to zatrzymanie. Zajmiemy się nią w pierwszej kolejności, a potem poszukamy więcej informacji.
   – Jestem pod wrażeniem – szepnął James, wpatrując się w Puchona z podziwem.
   – Serio, po raz pierwszy zgodzę się z Gryfonem – zaśmiał się Scorpius.
   Matt spuścił głowę z zawstydzeniem.
   – To nic wielkiego...
   Chłopcy zajęli się Krukonem. Robili wszystko, by obniżyć jego temperaturę, ale ta wciąż się podnosiła, więc nie było widać efektów. Minęła godzina, aż w końcu termometr wskazał 37.3 stopnie Celsjusza.
   – Uff, teraz już będzie lepiej. – Matt odgarnął włosy z czoła. – Która godzina?
   Na ścianie od razu pojawił się zegar. Wskazówki ustawione były na godzinie jedenastej.
   – Merlinie, żeby o tej godzinie padać z nóg! – ziewnął James.
   – Prawda? – przytaknął Scorpius. – Ten chłopak nas wykończy!
   Matt siedział pogrążony w ciszy. Intensywnie się nad czymś zastanawiał.
   – Więc... – odezwał się w końcu. – Co z nami będzie?
   Gryfon i Ślizgon popatrzyli na niego zdezorientowani. Chłopak speszył się.
   – Kiedy Will się obudzi... to tak po prostu się rozejdziemy? Wiem, że wszyscy jesteśmy z różnych domów, dotąd nie mieliśmy nic ze sobą wspólnego, ale dzisiaj po raz pierwszy poczułem, że żyję. Wcześniej nie zdarzyła mi się żadna przygoda, ale ta byłaby z pewnością najlepsza.
   Scorpius westchnął cicho.
   – Chciałbym teraz prychnąć z pogardą i rzucić jakąś gadkę w stylu Ślizgona, ale czuję się tak samo. To były moje najlepsze chwile od bardzo dawna.
   – Zgadzam się z wami – powiedział James. – Nie chcę, żeby jutro było tak szaro, jak wcześniej. Czuję, że nie spotkaliśmy się przez przypadek.
   – Ja też. Wiem, że to głupie, ale... czy ta mapa mogła mieć coś z tym wspólnego? – Matt wskazał na kawałek pergaminu. James wstał i wziął Mapę w ręce.
   – Hmm, może Huncwoci nie myśleli tylko o zabawie...
   – Chcesz powiedzieć, że... – szepnął Scorpius.
   – Huncwoci przewidzieli kolejną przyjaźń.

***

   James pogrążył się we wspomnieniach, wpatrując się w piękny krajobraz za oknem pociągu. Rozległe jeziora iskrzyły się w blasku zachodzącego słońca. Purpurowe niebo ciemniało z każdą sekundą, kładąc powoli do snu wszystkich mieszkańców zielonego lasu. Jakiś wilk zawył w głębi boru, oznajmiając nadejście nocy.

   – Hej, James, pobudka! – odezwał się brunet o szaro-zielonych oczach. – Jesteśmy na miejscu.
   Gryfon ziewnął i przeciągnął się z rozleniwieniem. Popatrzył zamyślony na trójkę roześmianych chłopaków siedzących w jego przedziale. Tak, był w domu.


***


Tadaaaam!
Długość rozdziału: (tylko!) 6, 5 stron
Bardzo przepraszam za opóźnienie i dziękuję za dwa cudowne komentarze. Wiem, że musiałyście długo czekać, ale nie wiedziałam, czy jednak zrobić prolog, czy wpleść wspomnienia w dalsze rozdziały, czy zrobić to, czy tamto... Uff, ogólnie ostatnie dwa dni to było usuwanie, przywracanie, zamienianie itp., itd.
Ale dałam radę!
Dziękuję za uwagę i proszę o komentarze, również anonimów ;)